Po drugie muzycy przybrali kobajańskie pseudonimy; VANDER został "Zebëhn Straïn dë Geustaah" (chociaż na wspomnianej już "1001˚ Centigrades" nazywał się jeszcze "Theïus Bïngöh"), BLASQUIZ "Klötsz Zaspïaahk", Jean-Luc MANDERLIER (ex ARKHAM, potem w UNIVERS ZERO) "Illst Wehless", Jannick TOP "Wahrgenuhr Reughelemesteh" itd. Ten nowy język artystyczny nie nawoływał do wojny, jak notabene podobnie brzmiący Hynkel - Chaplinowska parodia Hitlera z "Dyktatora", a wręcz przeciwnie, powstał, by wyobcowanym mieszkańcom planety Kobaïa dodać siły wyrazu w ich kulturalnym rozwoju. Ich historia opisuje przecież ich ucieczkę do nowej ojczyzny.


      Christian "Zebëhn Straïn dë Geustaah" Vander przy perkusji.

 Już w siedemdziesiątych latach Kobaïa i MAGMA stworzyły mit, której fikcja nabierała realności, doskonale dopasowywując się do otaczającej słuchaczy, szarej rzeczywistości. Dawała odbiorcom wsparcie i pomysł. Sposób, w jaki historia planety została muzycznie oprawiona, naprawdę nie można nazwać komercyjnym. Duże firmy płytowe, obiecujące sobie odpowiednie dochody ze sprzedarzy wydawnictw płytowych, odwróciły się plecami, zmuszając grupę do szukania coraz to nowych inwestorów. I tak, jak lata siedemdziesiąte przeminęły, odeszła również MAGMA, by na poszątku lat osiemdziesiątych zaskoczyć nowym składem i ... nowymi pomysłami, kręcącymi się wokół funk, a nawet pop z angielskimi tekstami! Kiedy to podczas koncertów celebrowano "stary" duch "kobaïański", wydawnictwa płytowe składały ukłon mniej wymagającej publiczności. Ale powróćmy do początków zespołu, którego łatwo rozpoznawalny styl określa się mianem "Zeuhl".

Christian VANDER urodzony 21.02.1948 roku w Paryżu pochodzi z polsko-cygańskiej rodziny. Jego ojciec, skrzypek z ponoć złodziejską przeszłością miał na niego stosunkowo mały wpływ. To właśnie matka, polka, stała się osobą potrafiącą w rozwijającym się człowieku zeszczepić kulturalne i artystyczne pierwiastki, jak również pielęgnowanie polskiej i francuskiej mowy (na jej skrzyżowaniu powstanie kobaïański język), odbijających się na późniejszej twórczości. Béla BARTÓK (1882-1971) i Carl ORFF (1895-1982) będą niewątpliwie należeć do wzorców, kształtujących jego drogę rozwoju i inspiracji, pokierowanej właśnie przez matkę. Niestety, w pewnym okresie była ona uzależniona od narkotyków i również Christian w wieku 15 lat styka się po raz pierwszy ze środkami halucynogennymi.


Młodzieńcze portrety z lat 60-tych.

W rodzinnym domu VANDERów przewijają się regularnie amerykańscy muzycy jazzowi, a Chet BAKER podarowuje mu pierwszą perkujsę. Elvin JONES (grający min. z Larry CORYELL'em i Joe FARELL'em) staje się mimowolnie jego nauczycielem. Największy wpływ na rozwijającego się muzyka wywiera jednak inny, czarnoskóry wirtuoz saksofonu, John COLTRANE; "Kiedy po raz pierwszy go usłaszałem, nie mogłem już nic innego słuchać. Nic już się nie liczyło. Każda jego nowa płyta była dla mnie jakby nowonarodzeniem." Vander.

W roku 1967 VANDER się załamuje, gdy dochodzi go wiadomość o śmierci COLTRANE'a. Dopiero dwa lata później, kiedy założy MAGMę, weźmie się w garść i spróbuje niejako dogonić swojego idola i wskrzesić jego materialną obecność. Tłumaczył sobie to  w ten sposób, że COLTRANE nie zrobił tej muzyki tylko dla siebie, by teraz zabrać ją do grobu. On właśnie pozostawił ją żyjącym i to było jego życzeniem, aby pracować ,trwać i grać dla tych co dalej słuchają. Christian mieszkał w tym czasie w Turynie, kiedy to - jak głosi legenda - śniło mu się coś tej nocy. Więc biegał po ulicach i wszystko wydawało się od tej pory łatwe i oczywiste. To coś nakazało mu rzucić wszystko i rozpocząć niejako nowe życie. Z tą wiadomością pędził do swojej narzeczonej mieszkającej w Mediolanie i chwalił się postanowieniem utworzenia grupy, krórej twórczość,w porównaniu z Johnem COLTRANE, będzie piętnowana kulturą europejsą.


Christian "Zebëhn Straïn dë Geustaah" Vander w akcji.

Stojąc u progu przemiany, która teraz miała nieodwracalnie nastąpić, VANDER zrozumiał niebezpieczeństwo powielania, naśladowania i zaakceptował jednocześnie swoje korzenie: "Mój dziadek był cygańskim skrzypkiem ze złotymi kolczykami. Moja muzyka musi popłynąć głęboko z polskich i byłtyckich lasów, voo-doo, z egzorcyzmów i muzyki transowej. Ona jest zakorzeniona zarówno w klasycznej twórczości niemieckiej, jak i rosyjskiej operze, w muzyce tzw. universalnej i właściwie tragicznej. Z tych powodów moja muzyka różni się od COLTRANE'a, ale poniekąd, w głębi serca jesteśmy sobie bliscy." Vander. (dalej ->)