JOHANNISKIRCHE - 2002
MAGMA prezentuje "Ka
Anteria" live w kościele w Würzburgu.
Ka
Anteria-Live'02
W niedzielę wieczorem, 04. maja 2002 w ewangelickim kościele św. Johana w
Würzburgu, RFN, byłem świadkiem muzycznego wydarzenia. Tak, nie przesadzam i to
nie jest tylko moja opinia. MAGMA dużo się zmieniła od ostatniego występu na
Artrock-Festiwalu w lipcu zeszłego roku, gdzie obok PRESENT zaatakowała
przypadkowych słuchaczy (cytat: „To ma być muzyka rockowa? Przecież to opera,
albo gospel").
Johanniskirche, Würzburg. Od lewej: James McGaw, Antoine
Paganotti (przy perkusji), Christian Vander, Stella Vander, Isabelle
Feuillebois (w tyle po prawej). Fot: R. Kozub.Nastąpiła także jedna zmiana personalna; drugi głos męski
Jean-Christophe GAMET'a zastąpiła Himiko PAGANOTTI. Tak więc po lewej stronie
sceny śpiewają rodzeństwo PAGANOTTI - Antoine (jeszcze nie dorównuje
BLASQUIZowi) i Himiko, a po prawej Stalla i Isabelle FEUILLEBOIS.
Sekcja pozostała; basista Philippe BUSSONNET (jest jeszcze sprawniejszy
technicznie jak przedtem, gdzie podczas M.D.K. urwał najgrupszą strunę)
gitarzysta James McGAW i klawiszowiec Emmanuel BORGHI prześcigają się w
wyważonych pojedynkach improwizacyjnych.
Co do programu, to muszę się przyznać, że wieści o tym, że jedna z
najbardziej karkołomnych kompozycji MAGMY "Köhntarkösz" (znane są jej perypetie
realizacyjne w Manor Mobile-Studio w 1974, które doprowadziły do zmian
personalnych, gdzie min. Claue'a OLMOS zamieniono rewelacyjnym Brian'em GODDING)
znajduje się w programie, wywołały u mnie dreszcze emocji.
I właśnie tą Muzyką zaczęli, ale jakby jeszcze inaczej, bardziej wyrachowanie
i znacznie dostojniej. Po VANDERZE widać było, że żył z nią prawie od zawsze;
ani jednego błędu (nie gubił pałeczek, jak to częste u niego), czysto i
porywająco. Po czterdziestu minutach licznie zgromadzona publiczność (znajdująca
się wyłącznie na miejscach siedzących, na sali dodatkowo oczywiście zakaz
palenia, picia i sprzedaży czegokolwiek) mogła iść spokojnie do domu. To, co
zespół zagrał do tej pory, wróciło już pieniądze i wielogodzinną udrękę podróży
do bawarskiego Würzburga. A tu Stella zapowiada premierową kompozycję "Ka
Anteria", napisaną jeszcze w 1972 roku, ale nigdy dotąd nie wykonaną w całości
(fragmenty znajdują się na "Inedits") publicznie.
Od lewej: Rodzeństwo
Antoine i Sumiko Paganotti,
James McGaw, Christian Vander oraz basista
Philippe Bussonet. Foto: R. Kozub.
I to było to! Klasyczne rozwiązania zeuhl z okresu "Wurdah Itah", gdzie
szaleństwo i geniusz zlewały się w całość, w dość epickiej (ponad godzina)
formie ze wszystkim, co powinno się w tej muzyce znaleźć, jak np. mruczący,
pulsujący bas, kaskadowe, ekspresyjne wokalizy, monotonne, modalne tonacje i
porywający, dziki finał. Publiczność nie wiedziała czy bić brawo, czy uciekać,
kiedy to wielokrotnie nestępowały zatrzymania tempa, pauzy. Powiem tylko
...Alleluja (to tekst finałowy, brawurowo skandowany przez czteroosobowy chór,
jak dawniej, podczas realizacji radiowej wersji „Köhntarkösz" w BBC, Londres).
Mam nadzieję, że będzie płyta studyjna z tym materiałem, bo muzyka na to z całą
pewnością zasługuje, a pieniądze z dobrze sprzedającym się DVD z jubileuszowego
koncertu w Trianon sprzed dwóch lat powinny finansowo to umożliwić.
Po złapaniu oddechu VANDER (śmiesznie wygląda w tych swoich czerwonych
butach, ale oczy jak zwykle wibrują i pot się leje) wychodzi do przodu -
PAGANOTTI zastępuje go na bębnach - jak za starych, dobrych czasów i przedstawia
całą ośmioosobową kapelę przy swinująco - jazzowym akompaniamencie ballady. I
wydawało się, że to już wszystko, bo dwie godziny minęły, a tu już od pierwszych
dźwięków rozpoznaję ....to zagrany mniej więcej od połowy "Mekanïk Destruktïw
Kommandöh", dzieło awangardy rockowej pierwszej połowy lat siedemdziesiątych.
To
wielki finał, zresztą podobnie jak rok temu koniec prezentacji Trylogii, ale
teraz bardzo precyzyjnie wykonane, no i z kościelną akustyką! Potem publiczność
nie chciała ich póścić i nie ma się co dziwić. Na bis wykonali jeszcze jedną
balladę, kompozycję z ciekawą linią melodyczną i krzykliwą improwizacją wokalną
leadera na końcu ala "Offering (Part One)". Widziałem jak kilku uczestników
koncertu trzymało w rękach Mini-Dyski, więc Bootlegi z pewnością będą krążyć na
rynku. MAGMA przecież nie grzeszy wydawaniem nowych rzeczy, a "Ka Anteria", co
tu dużo ukrywać, jest bomba.
Udało mi się wymienić parę słów z Christianem po koncercie, choć był bardzo
zmęczony, bo chyba można sobie wyobrazić z jakim wysiłkiem jest związany tak
długi wieczór dla niemłodego już (rocznik 1948!) muzyka, a poprzeczka jaką sobie
podniósł 32 lata temu znajduje się nadal dość wysoko. Dowiedziałem się, że dzień
wcześniej MAGMA grała w Karlsruhe w małej i niskiej salce i to krótko, dla
skromnej publiczności. Ale dzisiaj, w tym kościele unieśli się niesamowicie,
przypięli sobie skrzydła i ...odlecieli. A my, wierni słuchacze razem z nimi,
..na inną planetę. Hamataï.
Autor: Rafael
Kozub, w czwercu 2002.
"Retrospektiw 3" LP'80,
"Mythes et Legendes 1970-80" LP'80, Concert Bobino"
LP'81 oraz "Ooh, ooh Baby/Otis" SP'82. |