METRONOM
Nieudany come back w muzyce, to
prawie norma, niemal coś naturalnego. Problem ten nie ominął
także starej gwardii awangardy rocka (przy czym terminu "rock"
nie traktujmy do końca dosłownie). Do
tych nielicznych wyjątków należy z całą pewnością także
belgijska super legenda, otoczona ongiś kultem formacja UNIVERS ZÉRO. Choć wydaje się
nieprawdopodobne, wykonawca, którego płyty słuchane były ongiś
ze specjalnym namaszczeniem, po tylu latach był jeszcze w
stanie zaznaczyć wyraźny punkt na muzycznej mapie. Historia
raczej zaprzecza podobnym przypadkom, lecz jednak stało się
inaczej.
Guy Segers
Daniel Denis
Roger Trigaux.
Kręcący nosem różnej maści "koneserzy", "fachowcy" i
zwolennicy "zamkniętych kart historii" tym razem pewnie
spuścili z tonu. "The Hard Quest" nie okazał się bowiem
ekshumacją zwłok, tylko pełnowartościową reinkarnacją. Powrót
UNIVERS ZÉRO stał się faktem.
Prologu tego niepowtarzalnego zjawiska należy upatrywać w
powstałym w 1970 roku, założonym przez Daniela DENIS
(perkusja) zespole ARKHAM, którego największym sukcesem były
wspólne koncerty z MAGMą (także w jej składzie) - już
wtedy (1972 rok) koryfeuszami europejskiej muzyki. Nieco
później był NECRONOMICON, zainicjowany przez Daniela DENIS
i Rogera TRIGAUX (gitara). Początkowo kluczyli oni wokół
elektrycznego jazzu, co raczej nie zwiastowało późniejszych
fascynacji. Ten okres twórczości nie zaowocował żadnymi
wydawnictwami. Dobierając do współpracy wielu muzyków
DENIS i TRIGAUX powoli tworzyli zręby nowego repertuaru. Po wielu
zmianach personalnych (co z czasem stało się zwyczajem)
powstał wreszcie UNIVERS ZÉRO (1974).
Kolejną, ważną
osobistością okazał się być Michel BERCKMANS
(obój, fagot). Z upływem czasu ich muzyka poczęła ewoluować w
stronę bardziej wyrafinowanych form. Już wkrótce świat miał
ujrzeć nowe, fascynujące i niezwykle oryginalne oblicze
muzycznej awangardy. Pomimo owej oryginalności pierwsze
koncerty spotykały się z kompletnym brakiem zainteresowania.
Jak wspomina Eric FAES (akustyk zespołu i realizator dźwięku na
dwóch krążkach UNIVERS ZÉRO): "publiczność na
pierwszych koncertach stanowiła mniejszość, ale i tak było w
nich coś bardzo niepowtarzalnego".
Daniel Denis
podczas gry sprawia często wrażenie zamyślonego.
"Univers Zero-1313" i "Heresie" do dziś są wymieniane
jako jedne z najważniejszych dzieł avant-rocka.
Rocka, choć tak naprawdę umieszczone tam dźwięki bliższe są
raczej muzyce kameralnej, w jej mrocznej, wręcz ponurej
odmianie (może to właśnie UNIVERS ZÉRO ją stworzył?). Gdyby zapytać o
inspiracje odpowiedź nie byłaby zbyt prosta.
STRAVINSKI, PENDERECKI, GÓRECKI? Może
MAGMA, albo
SOFT
MACHINE? Na pewno muzyka dawna, na pewno
wielcy malarze Średniowiecza i Renesansu.
Obój, fagot, skrzypce, altówka, wiolonczela, organy,
harmonium, bas, gitara, perkusja, pojawiający się czasami w
formie "pomruków" i przeszywających melodeklamacji głos...
Ubrana na czarno mini orkiestra serwująca posępną,
przyprawiającą o gęsią skórkę atmosferę. Co ważne i nie częste
oryginalny image wsparty był znakomitym warsztatem. Okładki
płyt w ciemnej tonacji i tytuły kompozycji dodatkowo
podkreślały klimat oscylujący gdzieś między otchłanią
Średniowiecza, a czarno-białym, niemym horror filmem z lat
20-tych. Niezapomniane "Docteur Petiot", "Ronde", "La Faulx",
czy "Jack The Ripper" - prawdziwe, czarne perły Nowej Sztuki.
(-> dalej) |